Jeśli czytaliście mój poprzedni wpis, wiecie już, że wyjazd do Eloundy był totalną klapą pod kątem wycieczek krajoznawczych. Rok później, we wrześniu 2021, znowu udało nam się zawitać na Kretę, lecz w zupełnie inne miejsce. Nauczeni doświadczeniem tym razem wybraliśmy lot do Chanii oraz szukaliśmy noclegu w pobliżu.

Mieliśmy zupełnie inne potrzeby wyjeżdżając na wakacje z dwulatkiem niż rok wcześniej: tym razem chciałam znaleźć miejsce z aneksem kuchennym (aby gotować dziecku zupki). Dodatkowo byłam w tym czasie w ciąży i z tego powodu chcieliśmy też zabrać ze sobą pomoc w opiece nad synkiem i mieć dla niej dodatkowy pokój. Zarezerwowaliśmy więc wille (ostatecznie w pobliżu Rethymno), która okazała się strzałem w dziesiątke, bo dysponowała całkiem sporym terenem, a właściciele troszcząc się o gości zaskakiwali nas miłymi niespodziankami! Serdecznie polecamy Wam to miejsce i zachęcamy, abyście przeczytali o naszym zakwaterowaniu TUTAJ.

Nasz wakacyjny domek spełnił wszystkie możliwe oczekiwania! 🙂

Najpierw o atrakcjach, a więc o tym co na Krecie warto zobaczyć – bo tego byliśmy spragnieni!

Wypożyczyliśmy auto i nastawiliśmy się na dotarcie we wszystkie interesujące miejsca. Udało nam się dotrzeć na Balos (nieziemska laguna!), plaże Elafonisi (oraz na uroczą dziką plaże nieopodal niej!), kilkukrotnie przejechaliśmy wyspę z północy na południe podziwiając niesamowite wąwozy. Dotarliśmy do obserwatorium na jednym ze szczytów Krety, a aby do niego dojechać zaliczyliśmy „wspinaczką samochodową” po najwyżej położonej trasie. Odpoczywaliśmy również na południowym wybrzeżu Krety (Foinikas) i oczywiście zwiedziliśmy także malownicze Rethymno. Wypiliśmy kawę w Elos. Co z tego wspominamy najlepiej, a co odradzałabym z dzieckiem oraz co było ryzykiem w ciąży?

Zapewne stwierdzicie, że łatwo mi to pisać, bo mając pomoc w opiece nad Antosiem nie namęczyliśmy się zbytnio – i to zupełna racja. Już po pierwszym dniu wyszliśmy z założenia, że nasze dziecko ma tak świetną zabawę w nowym terenie, na placyku zabaw i w basenie przy willi, że nie ma sensu go męczyć zbyt długimi podróżami z nami i wybierając się w najbardziej wymagające miejsca korzystaliśmy z „wolności”. Mimo, że byliśmy o wiele bliżej ekscytujących miejsc niż rok wcześniej, podróż do najlepszych atrakcji zajmowała i tak między 1,5-3 godziny jazdy autem. Rewelacyjne okazało się posiadanie wypożyczonego auta i zwiedzanie na własną rękę dokładnie tego co chcieliśmy.

Najbardziej ze zwiedzonych miejsc polecamy Balos – koniecznie z dojazdem autem dla spragnionych wrażeń i koniecznie z samego rana (co dla nas oznacza zaparkowanie auta na miejscu ok 9). Ostatnie 40 minut jazdy na parking Balos wygląda tak: urwisko, strome ściany skalne i wąska droga, po której chodzą kozy. Ma to swój urok, szczególnie gdy wypożyczycie auto terenowe i macie doświadczenie za kółkiem. Dla mojego męża jazda tam była mega frajdą, a ja cieszyłam się jak dziecko siedząc jako pasażer. Wjazd kosztuje symboliczne 1 euro, a parking jest darmowy. Gorszą sprawą jest to, że z parkingu do laguny prowadzi dość strome i wymagające zejście (a później wejście = spacer ok 40 minut). W upale dla ciężarnej tego nie polecam! Ciężkie będzie to dojście nawet dla osób chodzących z dzieckiem w nosidełku, ale jeśli jesteście zaprawieni w wędrówkach górskich z dzieckiem – ryzykujcie. Jednak zejście z klasycznym dwulatkiem „za rączkę” będzie bardzo ciężkie zarówno dla dziecka jak i dla Was. Uważam, że spacer z parkingu do laguny będzie najlepszy dla nieco starszych dzieci (min. 5-6 letnich).

Dojazd na Balos
Laguna Balos – widok ze ścieżki prowadzącej z parkingu
Tak wygląda droga z parkingu do laguny
A tak laguna wygląda z dołu

Alternatywą dotarcia na Balos jest przypłynięcie tam statkiem z okolicznych miejscowości. Jednak utkniecie wtedy w tłumie turystów wysiadających z Wami ze statku i nie zobaczycie najlepszych widoków – jakie można uchwycić jedynie schodząc z góry. Niestety największym minusem Balos jest właśnie duża ilość turystów. Daje się to we znaki i w samej lagunie i na parkingu. Wybierając się tam z samego rana macie gwarancje zaparkowania na parkingu. Wszyscy, którzy przyjeżdzają później stają przy krawędzi wąskiej drogi. Nie jest to zbyt wygodna opcja, bo wyjeżdżając widzieliśmy auta zaparkowane kilometry od samego parkingu i ludzi dodających sobie spory kawałek trasy do dojścia. Nie wspomnę już o tym jak ciężkie jest przejechanie koło zaparkowanego auta na poboczu, gdy z naprzeciwka nadciągają kolejni turyści i ostatecznie na drodze, ledwo przystosowanej do szerokości dwóch aut, muszą się zmieścić trzy (w tym jedno zaparkowane). Cóż, Balos cieszy się niesłabnącą popularnością jako największa atrakcja Krety.

Tutaj kolejne zdjęcie laguny – wersja optymistyczna z bardzo bardzo małą ilością turystów (życzę Wam, abyście też trafili w takim dobrym czasie). Przy brzegu wody możecie zaobserwować różowy piasek 🙂
Postarajcie się przyjrzeć dokładniej – aż do końca widać zaparkowane auto za autem na brzegu drogi. Wyjazd z Balos ok godziny 14

Elafonisi Beach – to miłe, ale przereklamowane przez Instagram miejsce. Plaża słynie z różowego piasku, którego jest malutko i mieni się w lagunie w miejscach gdzie pale rozbijają się o brzeg, ale ciężko go uchwycić na zdjęciach i nie robi spektakularnego wrażenia. Sama laguna jest przeurocza i rewelacyjna dla dzieci – woda jest ciepła i płytka, idealna na całodniowy odpoczynek. Wielkim minusem jest znowu ilość turystów, bo Elafonisi jest bardzo zatłoczone. Ciekawą alternatywą są dzikie plaże położone tuż obok. My po opuszczeniu Elafonisi Beach podjechaliśmy 10 minut dalej i trafiliśmy na fajną plażę z małą ilością ludzi w zupełnej dziczy, mega uroczą!

Elafonisi pełne turystów
A tutaj dzika plaża 10 minut dalej autem od Elafonisi Beach 🙂

W drodze do lub z Elafonisi bardzo polecamy zatrzymać się na kawę lub obiad w małym miasteczku Elos. Zjecie tam pyszne greckie (i nie tylko) dania, a atmosfera i temperatura w tym wyżej położonym miasteczku jest świetna. Można także tam nabyć tradycyjne greckie produkty oraz pamiątki.

Miejscem, które nas zaskoczyło i do którego na szczyt prowadziła malownicza stroma droga było obserwatorium astronomiczne Skinakas. Niestety wraz z początkiem pandemii COVID został tam zamknięty wstęp dla turystów, ale to nie o sam budynek nam chodziło, ale o drogę dojazdową i malownicze widoki. Z pewnością nie jest to miejsce, gdzie warto się wybrać z dzieckiem, ale jeśli jedziecie sami – do dzieła, a przekonacie się, że na Krecie nie tylko wybrzeże jest ciekawe!

Widok z samego szczytu – przy obserwatorium Skinakas
Droga do obserwatorium
Owce na drodze w górę 🙂

Ciesząc się z możliwości przejechania wyspy z północy na południe w spokoju, zatrzymywaliśmy się po drodze w przypadkowo napotkanych kapliczkach, zobaczyliśmy grecki cmentarz, przejeżdzaliśmy przez urocze małe miasteczka i cieszyliśmy się zapierającymi dech w piersiach widokami. Na południu dotarliśmy do przyjemnej plaży w miejscowości Foinikas, na którą przy kolejnej okazji zabraliśmy też synka. Plaże na południowej części wyspy są bardziej polecane i tak właśnie było – ostatecznie za każdym razem, gdy chcieliśmy poplażować wybieraliśmy się na południe (ok 45 minut jazdy autem w jedną stronę).

Najpopularniejsze miasteczka na Krecie to Chania/Heraklion/Rethymno. My odwiedziliśmy Rethymno, które jest urocze i wpasowuje się w idealne wyobrażenie typowego śródziemnomorskiego miasteczka. Jeśli będziecie szukać w nim rewelacyjnego miejsca dla dziecka (aby mogło się pobawić, podczas gdy Wy jecie obiad w spokoju) polecamy Cafe Soldini, tuż przy porcie.

Atrakcje dla dzieci w Cafe Soldini w Rethymno
Fragment spacerownika przy porcie w Rethymno
Urocze uliczki i sklepiki w Rethymno 🙂

Kreta tak czy inaczej jest świetna dla rodziców z dziećmi. Jeśli tylko nie wybierzecie miejsca na nocleg na zupełnie odległym jej krańcu – to dacie rade zwiedzić choć trochę. Moja rada: przede wszystkim rezerwując hotel sprawdźcie jego odległość od interesujących Was atrakcji.

Odwiedźcie ją chociaż raz, aby sprawdzić jak pyszne jedzenie i grecka gościnność zachęca 🙂