Każde z tych miejsc jest inne, wszystkie potrafią zachwycić. Dylemat, które z nich wybrać trapi wielu, a ponieważ udało nam się odwiedzić je wszystkie w ostatnim roku, postaram się Wam doradzić lub nakierować Was na miejsce dla Was najlepsze. Każde z nich bowiem może być dla Ciebie najlepsze – zależy tylko czego poszukujesz.
MALEDIWY
To wyjątkowe i bajkowe wyspy. Definitywnie jedyne w swoim rodzaju!
Na wyspach prywatnych – resortach „codzienność” też jest bajkowa. Prywatne wyspy zagospodarowane w całości przez hotele są bardzo zadbane, „dopieszczone„, idealnie przycięta jest każda roślina, a pnie palm bywają ozdobione storczykami. Komary raczej nie będą Wam dokuczać, bo cała wyspa jest codziennie zadymiana przeciw jakimkolwiek insektom. Wydaje Wam się niejednokrotnie, że trafiliście do raju i bardzo często tak właśnie jest. Z pewnością to właśnie tam możecie trafić na najlepiej recenzowane hotelowe marki znane na całym świecie. Luksus i najwyższa klasa, a jednocześnie spokój, relaks, swoboda. Pełna prywatność.
Lot z Dubaju do lotniska w stolicy (Male) trwa ok. 4,5 godziny. Na wybraną wyspę będziecie mieć ze stolicy oddzielny transport, który bardzo często jest proponowany i organizowany przez hotel i to zazwyczaj najłatwiejsza opcja. Ceny transportu „wewnętrznego” na Malediwach generalnie są wysokie, niestety nie ma innego wyboru, bo przecież nie popłyniecie wpław 🙂 Do resortu najczęściej dotrzecie hydroplanem (co jest świetną atrakcją samą w sobie) lub alternatywą do bliższych hoteli jest transport motorówką, a do dalszych przelot lokalnymi liniami lotniczymi na wyspę lokalną, a następnie krótki rejs motorówką z niej do resortu.
Marzy Wam się urlop na plaży, po prostu luz, słońce, drinki, kąpiel w morzu, snorkeling i piękne zachody słońca? Z pewnością Malediwy są do tego idealne! Domki na wodzie w typie bungalow to ich znak rozpoznawczy i pobyt w takim to rzeczywiście doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Jeśli chcecie do tego dodać światowej klasy restauracje i jedzenie sprowadzona specjalnie dla Was z każdego zakątka świata – to właśnie tutaj. Zazwyczaj w resortach obsługa jest „mieszana”, pracownicy pochodzą tam z całego świata, tak samo jak turyści.
Wszystko zależy tylko od ceny, ale przez ilość i różnorodność hoteli na Malediwach łatwo jest znaleźć coś prawie na każdą kieszeń.
Jednocześnie Malediwy to także wyspy lokalne, na których też możecie znaleźć zakwaterowanie w „guest house” np. poprzez booking.com lub airbnb. Takich Malediwów nie znam z własnego doświadczenia, bo nie chcieliśmy odbywać takiej podróży z dziećmi, ale z opinii jakie słyszę też jest pięknie. Jednak tego typu podróż staje się większym wyzwaniem, a nie wszystko bywa na wyciągnięcie ręki. Na wyspie prywatnej z pewnością panuje mniejsza swoboda pod kątem ubioru, bo trzeba uszanować lokalną kulturę, a religią panującą na Malediwach jest Islam. Jeśli chcecie jednak więcej przygód i wyzwań – taki pobyt będzie dla Was lepszy.
Na Malediwach znajdziecie mnóstwo wspaniałych miejsc do nurkowania! Może to być zarówno przy brzegu (jeśli rafa przy wyspie nie jest zniszczona) lub podczas małej ekspedycji łódką. W moim mniemaniu pływanie na Malediwach jest też bezpieczne. Atole są duże i dobrze izolowane i nawet ja (zazwyczaj truchlejąca na myśl o rekinie) nie boję się pływać i nurkować na Malediwach.
Pogoda jest podobna przez cały rok. Temperatura powietrza oscyluje w okolicy 27-28 stopni i jest podobna w ciągu dnia jak i w nocy. To cudowne uczucie wyjść tam na kolacje i wcale nie marznąć z zimna! Mimo opisywanych w internecie sezonów sprawdziliśmy na własnej skórze, że tam nie istnieje sezonowość ani prognoza pogody. W środku sezonu potrafiło padać, a w porze „deszczowej” nie trafiliśmy na ani jedną krople deszczu! To miejsce w którym musisz po prostu liczyć na szczęście jeśli chodzi o pogodę, także spokojnie możesz rezerwować pobyt praktycznie w każdym czasie.
Jeśli zaciekawiły Was Malediwy i macie ochotę poczytać o naszym wyjeździe tam z dwulatkiem – zapraszam też do lektury tego wpisu – KLIKNIJ TUTAJ.
SESZELE
Zielone, dziewicze, dzikie i równie bajkowe!
Mnie Seszele ujęły swoją naturalnością, a jednocześnie różnorodnością którą oferują.
Lot do głównej wyspy na Seszelach (Mahe), na której jest międzynarodowe lotnisko trwa ok. 4,5 godziny. Pozostanie na Mahe to w mojej opinii najgorszy możliwy wybór na Seszelach (bo ta wyspa oferuje najmniej i jest najmniej malownicza), ale wyspy takie jak Praslin i La Digue to rajskie plaże i urlop nie-z-tej-ziemi !
Transport „wewnętrzny” jest różnorodny: możecie wynająć auto, jeździć autobusem (dla odważnych), zamówić taksówkę lub skorzystać z tańszej oferty lokalnych kierowców, którzy chętnie dorabiają sobie podwożąc turystów. Między wyspami można przepłynąć lokalnymi katamaranami (co jest popularną opcją również dla „lokalsów”, lub przelecieć się lokalnymi liniami lotniczymi (niestety ceny dla turystów są podniesione w stosunku do zwykłej ceny ok.4-6x! ). Można też skorzystać z prywatnego transferu helikopterem, który jest tam bardzo popularny, a dla grup 4-5 osobowych wychodzi często tylko trochę drożej niż tyle samo biletów na lokalne linie lotnicze.
Seszele wydają się miejscem, gdzie w większości spotkasz po prostu lokalną ludność, żyjącą na luzie i w pełni szczęścia. Dobrze się przez to tam przyjeżdża, bo nie czujecie się „bogatymi turystami obsługiwanymi przez biednych tubylców lub ekspatów”. Hotele, nawet te najlepsze są na niższym poziomie niż na Malediwach, ale głównie przez to, że po prostu zazwyczaj są starsze i jest ich znacząco mniej. Możecie za to wybierać z całej puli mieszkań i domów na wynajem lub hosteli. Podejrzewam, że łatwo będzie znaleźć nocleg na każdą kieszeń.
Bardzo smakowało nam lokalne jedzenie – kuchnia kreolska jest ciekawa i bardzo smaczna! Będziecie się tutaj czuli swobodnie pod kątem religijnym, bo 90% mieszkańców jest katolikami. Z tego powodu pod kątem zasad ubioru jest bardzo „europejsko”. 🙂
Widoki na Praslinie i La Digue były nieziemskie dosłownie w każdym miejscu, gdzie się zatrzymaliśmy. Gigantycznym plusem jest bogata endemiczna fauna i flora, w tym cudowne Coco de Mer w rezerwacie Vallée de Mai. Seszele to miejsce idealne zarówno na wypoczynek, odkrywanie (a jest tam masa rzeczy do odkrycia, zarówno autem jak i rowerem), trekking. Jest wiele miejsc turystycznych, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale również sporo miejsc nieoczywistych, mniej popularnych szlaków – jak np. niesamowita plaża Anse Marron na La Digue, do której trekking na zawsze pozostanie w naszej pamięci jako miłe wspomnienie.
Niekoniecznie Seszele polecam jako bezpieczne miejsce do swobodnego pływania, ale mimo moich lęków udało mi się wejść do morza i skakać przez fale.
Pogoda. Na Seszelach sezonowo zmienia się głównie wiatr, a przez to fale/długość plaż z poszczególnych stron wysp. Od maja do września wiatry wieją z południowego wschodu, natomiast od grudnia do marca z północnego zachodu. Jeśli nie chcecie żeby Wam wiało w twarz, a plaża była krótka wybierzcie po prostu hotel z przeciwległej strony wyspy w stosunku do wiejącego wiatru. Temperatura jest podobna przez cały rok i waha się między 25-29 stopni (możecie się spodziewać ok. 25-27 stopni w miesiącach wakacyjnych oraz ok. 28-29 stopni w miesiącach marzec-maj), a deszcz jak to w tropikach – czasem przyjdzie ale szybko przejdzie. Sprawdziliśmy ten kierunek zarówno w marcu jak i w sierpniu i z ręką na sercu mogę potwierdzić: możecie tam się wybrać spokojnie przez cały rok.
Jeśli zaciekawiły Was Seszele, zapraszam do naszej rozbudowanej relacji z podróży TUTAJ.
MAURITIUS
Biedny, dziki, dość ciekawy ale zdewastowany przez ludzi. Nieoczywisty, w wielu miejscach „zrobiony pod turystów”, ale dla osób które nie chodzą utartymi szlakami na pewno okaże się bardzo ciekawy.
To kierunek, który po naszych doświadczeniach na pewno najciężej będzie mi pochwalić i sposród trzech destynacji opisywanych w tym wpisie układa się na ostatnim miejscu. ALE musicie wziąć poprawkę na to, że byliśmy tam z dziećmi i chcieliśmy wypocząć w spokoju, na luzie i w łatwy sposób zwiedzić lokalne atrakcje. Jeśli jesteś typem turysty, który zamiast zobaczyć największe opisywane atrakcje szuka głównie tych mniejszych, dzikich, trudniej dostępnych to Mauritius będzie idealnym kierunkiem dla Ciebie. Główne atrakcje są niestety bardzo komercyjne. Na tyle, że da się podjechać do nich bezpośrednio autem – mimo, że są w środku parku narodowego. Flora i fauna jest zniszczona i zachowana w minimalnym stopniu. Ptak Dodo wyginął już wiele lat temu, zobaczycie go tylko w muzeum. Drogi są trudniejsze, wyspa wielka, a ludzie bardzo podzieleni pod kątem ekonomicznym/majątkowym. Nietrudno trafić w miejsca bardzo biedne, a trafiając na te bogate powstaje mało przyjemny dysonans.
Hotele starają się prześcignąć pod wieloma względami, mieliśmy wrażenie, że nawet dosypują sobie plaże. Na pewno najlepsze śniadania jedliśmy właśnie na Mauritiusie, ale kuchnia (tu również spotkacie się z kuchnią kreolską) i wspaniały hotel nie w pełni uratował sytuację. Do naturalnego akwenu weszłam tam na moment, bo trafiliśmy na miejsce z dużą ilością glonów, a rekiny w tamtym rejonie są czasem widywane. O wiele lepiej pływało mi się w basenie. Plaże są publiczne, co oznacza, że nawet na plażę hotelową jest w stanie wejść każdy. To przez to przy plaży kręci się ochrona, co wcale nie było miłe i zamiast poczucia bezpieczeństwa dawało mi wręcz przeciwne odczucia. Generalnie podróż na Mauritius była ciekawą przygodą, ale na pewno nie powtórzymy jej w najbliższym czasie.
Najwięcej opadów przypada tu podobo od stycznia do marca, ale temperatura powietrza przez cały rok utrzymuje się w okolicy 25-30 stopni. My tą wyspę odwiedziliśmy w sierpniu, kiedy opadów miało być najmniej, a paradoksalnie pierwszego dnia przywitał nas deszcz, dwa dni później także padało. To właśnie dlatego wyspa jest tak zielona, naturalne nawadnianie sprzyja roślinności. Jednak faktycznie temperatura wtedy była bardzo przyjemna (utrzymująca się w granicach 25-26 stopni). Musicie jednak pamietać, że od czerwca do sierpnia na wschodzie wyspy mogą występować silniejsze podmuchy wiatru – nie popełniajcie naszego błędu, bo przez cały pobyt właśnie przez to wiało nam prosto w twarz.
Jeśli zaciekawił Was Mauritius, zapraszam do przeczytania o naszej sierpniowej wyprawie łączącej Seszele i Mauritius TUTAJ.
Mam nadzieję, że chociaż trochę ułatwiłam Wam wybór. Zgadzacie się z moją opinią? A może po wizycie macie zupełnie inne odczucia? Zapraszam do wymiany poglądów w komentarzach, rozwiążmy wreszcie spór o miejsca na podium pośród tych destynacji 🙂