Chęć przeżycia przygody zwyciężyła i postanowiliśmy zamienić hotelową wygodę na podróż kamperem i nieco więcej natury. Z dwójką dzieci okazało się to o wiele bardziej wymagające niż nam się wydawało…
Od początku biliśmy się z myślami co do celu naszej podróży. Poprzednim razem (o którym możecie przeczytać TUTAJ) wybraliśmy Szwajcarię. Dobrze pasowała do kamperowania, ale dużą przeszkodą okazała się wtedy pogoda (sporo padało). Chcąc uniknąć pogodowych dylematów wybraliśmy Chorwację. Kierunek brzmiał doskonale ze względu na niewielką odległość od Polski i dość przewidywalną pogodę.

Szybko dopadły nas jednak wątpliwości, bo rezerwując pobyt już w marcu okazało się, że większość campingów jest zarezerwowana praktycznie już w pełni i pozostały nam dosłownie nieliczne miejsca. Ponieważ cała podróż miała trwać ok 10 dni zdecydowaliśmy się dość szybko na dwa campingi: Camp Strasko na półwyspie Pag oraz Jezevac Premium Camping Resort na wyspie Krk. Chorwację już dobrze znamy, więc wiedzieliśmy na jakie okolice się piszemy i wybraliśmy w miarę możliwie najbliższe północne części Chorwacji, by okroić do minimum czas podróży z dziećmi.
W podróż wzięliśmy ze sobą moich rodziców, więc pojechaliśmy na wyjazd w szóstkę (4 dorosłych, 2 maluchów). Bojąc się, że w kamperze będzie nam ciasno zarezerwowaliśmy także domek campingowy na każdym z campingów z myślą o rodzicach.
Spodziewaliśmy się upałów i dużej ilości ludzi, komarów oraz małych wyzwań. W teorii wydawało się to ciekawe, w praktyce wyglądało gorzej.
Nie spodziewaliśmy się, że zaraz po przyjeździe na pierwszy camping mojego męża rozłoży 40-stopniowa gorączka.. A pewnie sami wiecie jak to jest gdy głowa rodziny choruje 😉
No i właśnie w taki sposób spędziliśmy pierwsze dni; szybkie ogarnianie podstawowych potrzeb dzieci i dorosłych: smarowanie kremami/ pilnowanie aby nikt nie zginął, nie zgubił się, nie utopił, nie odszedł za daleko + psikanie dzieci przeciwko licznym komarom, a w międzyczasie smarowanie bąbli po ugryzieniach. Pierwsze dni to była jak dla mnie znikoma satysfakcja, szczególnie ze względu, że nasz domowy „silnik” czyli mój mąż „umierał”. Camping Strasko okazał się gigantyczny! Na tyle, że od razu pierwszego wieczoru się na nim zgubiliśmy.
Możecie się śmiać, ale ostatecznie wyszło na to, że w camperze spali rodzice, a my z dzieciakami rozgościliśmy się właśnie w domkach. Tak już zostało do końca wyjazdów, bo chcąc pocieszyć się Chorwacją wybraliśmy wygodę, co dla nas oznaczało dwa oddzielne pokoje, by dzieci się mogły wyspać, mocniejszą klimatyzację oraz prywatną łazienkę (zamiast wspólnych na campingu).

Z plusów: camping Strasko okazał się małym miastem i było na nim dosłownie wszystko, nie musieliśmy więc wcale go opuszczać (pamiętajcie, że wyjazd kamperem bardzo utrudnia poruszanie).
Dzieciaki cieszyły się głównie basenami i bawialnią, więc wyszliśmy z założenia, że wcale nie było potrzeby jechać na Chorwację, by im to zapewnić..

Gdy mój mąż w końcu wyzdrowiał (i w dodatku jakimś cudem nikogo nie zaraził!) ruszyliśmy w trasę na drugi camping.
Po drodze czekała nas 15-minutowa przeprawa promem, która w ramach niespodzianki był poprzedzona ponad 2-godzinnym czekaniem w kolejce na prom. Tak czy inaczej była to dla nas lepsza alternatywa, bo dość mocno skracała nam trasę. Podczas czekania akurat camper bardzo nam się przydał, bo mimo upału na zewnątrz dzieciaki mogły rozprostować nogi na łóżku.


W końcu dotarliśmy do kolejnego celu naszego wyjazdu. Camping Jezevac okazał się bardzo przyjemny i kameralny w porównaniu ze Strasko i dał nam sporo wytchnienia.
Atrakcji dla dzieci było sporo, plaża była wąska, ale zachęcająca (z zatoczkami i łagodnym zejściem do wody) i nasze dzieciaki szybko przekonały się również do pływania w morzu.
Wraz ze zmianą lokalizacji upał się trochę zmniejszył i zrobiło się przyjemniej. Raz nawet padało (co też było miłą odmianą!)

Camping był położony zaraz przy mieście Krk – starym, zabytkowym i uroczym chorwackim miasteczku ze śródziemnomorskim klimatem. Dało się tam pochodzić bez przeraźliwych tłumów i zrelaksować. W samym miasteczku jest mnóstwo klimatycznych restauracji, kawiarni, sklepów z pamiątkami. Jest Zamek Frankopanów, który można zwiedzić, stare świątynie, akwarium oraz inne atrakcje. Z miasteczka można wybrać się na wycieczki zorganizowane łodziami i statkami na wyprawy zarówno czysto turystyczne jak i nurkowanie lub przeprawę łodzią podwodną. Nie da się tam nudzić 🙂



Ostatecznie wszyscy wróciliśmy zadowoleni z wyjazdu.
Jednak nauczeni doświadczeniem, z dalszym camperowaniem poczekamy, aż nasze dzieciaki osiągną wiek szkolny. Przy dwójce urwisów takich jak nasze odpoczynek w camperze to czysta abstrakcja 🙂
