Ponieważ zgodnie całą rodziną jesteśmy ciepłolubni, gdy letnie dni w Polsce powoli zmieniają się na jesienną słotę, zaczynamy szukać kierunków w które można uciec chociaż na kilka dni, by pozostać w letniej i słonecznej aurze.
W ostatnich latach dwukrotnie wybraliśmy grecką Kretę, o czym możecie poczytać TUTAJ. Na Kretę polecieliśmy z rocznym Antosiem, a następnie rok później, dokładnie w czasie gdy skończył dwa latka. Wybraliśmy się tam w pierwszej połowie września i faktycznie złapaliśmy tam lato jeszcze w pełni.
Żeby nie było nudno, w tym roku postanowiliśmy zmienić kierunek, a decyzji sprzyjał fakt, że rodzice męża odpoczywali akurat na hiszpańskim wybrzeżu. Postanowiliśmy do nich dołączyć i wybraliśmy się samym końcem września do Hiszpanii w rejon Costa Blanca, a dokładnie do małego miasteczka Mil Palmeras. Była to spora odmiana w porównaniu z wcześniej odwiedzaną Grecją, bo tym razem znaleźliśmy się na totalnym odludziu, gdzie zamiast turystów spotyka się głównie stałych bywalców tamtych rejonów lub ich mieszkańców.
Dobrze znaliśmy już ten teren, ale ostatnim razem byliśmy tam jeszcze nie mając dzieci, wszystko więc teraz wydawało się inne. Tym razem nasze priorytety zakwaterowania się zmieniły i szukaliśmy mieszkania do wynajęcia maksymalnie blisko plaży, by nie dźwigać za każdym razem wszystkiego zbyt daleko. Bezproblemowo udało nam się wynająć bardzo przyjemną kwaterę przez porta Airbnb, a najważniejsze, że była zlokalizowana faktycznie tuż przy plaży, więc w minutę czy dwie po wyjściu z budynku już rozkładaliśmy ręczniki na piasku.
Z początku odnalezienie się w nowym miejscu wydało mi się trudne, wszystkiego mi brakowało, a szczególnie zakupów, by nakarmić dzieciaki domowym jedzeniem. Przyzwyczaiłam się, że wyjeżdżając do hotelu więcej rzeczy ma się dostępnych pod ręką. Dość szybko jednak opanowaliśmy sytuację i zaczęliśmy się cieszyć naszym 5-dniowym pobytem w tym miejscu. Co najważniejsze wybrane mieszkanie było bezpieczne i jednopoziomowe, więc mimo braku wielu zabawek, dzieciaki szybko wymyśliły czym sobie mogą zająć czas potrzebny nam na organizacje.
Plaża w Mil Palmeras nie ma sobie równych. Widzieliśmy już wiele miejsc i wiele plaż, ale nigdzie piasek nie jest taki miękki i czysty jak na południu Hiszpanii, a plaża tak długa jak tam. Ponieważ poza sezonem liczba ludzi w miasteczku drastycznie się zmniejsza, wychodząc z dziećmi na plażę nie musieliśmy się martwić przez cały czas, że dzieci nam znikną w tłumie. Oczywiście wyjeżdżając w każde miejsce nie spuszczamy ich z oka, ale w Mil Palmeras faktycznie mogli swobodnie oddalić się od leżaka o kilka metrów, nadal nie przeszkadzając sąsiadom – bo sąsiadów nie było! Kolejnym plusem było bardzo łagodne zejście do morza. Szczerze powiedziawszy to dopiero kilkanaście metrów od brzegu robi się na tyle głęboko, że można popływać. Fale łagodnie rozbijają się o brzeg, więc chłopcy byli przeszczęśliwi, że mogą samodzielnie wchodzić do morza po wodę, która nawet nie moczy im kolan. My w tym czasie nie martwiliśmy się o ciągłą ich asekuracje, by przypadkiem nie przewrócili się przy nabieraniu wody, bo nawet jak się tak działo, było bardzo bezpiecznie i pluskali do wody sięgającej im do połowy łydki.
Pływanie było dla wszystkich czystą przyjemnością – wchodzenia do wody nie bał się nawet młodszy synek, bo fale nie straszyły go i nie pryskały. Dno morza jest tam przyjemne i piaszczyste, bez niespodzianek typu chorwackich jeżowców.
Będąc w okolicy Mil Palmeras warto odwiedzić także przepiękny spacerownik Cabo Roig (widoczny na fotografii poniżej). Nadmienię przy tym, że zarówno Mil Palmeras, Cabo Roig jak i najbliższe „urbanización” sprzyjają spacerom z wózkiem – są bezpieczne i bez problemu przejezdne.
W pobliżu znajdują się także solanki San Pedro Del Pinatar, a jadąc w stronę Torrevieja na prawo i lewo rozpościerają się laguny zmieniające kolor z niebieskiego na różowy w zależności od ich stopnia zasolenia oraz bytującej w nich mikroalgi dunalielli słonolubnej oraz archeonów z grupy halobakterii. Okolice te są też popularne przez żyjące tam stada flamingów, które wyglądają fantastycznie brodząc w jeziorkach i solankach na swych długich nogach. Jeszcze jedną z okolicznych atrakcji jest Mar Menor położone w miejscowości Lo Pagan, gdzie znajdziecie laguny błotne. Tłumy ludzi przyjeżdzają tam, by obkładać się niezbyt przyjemnym w zapachu błotem słynącym z właściwości leczniczych. Podobno ich skład chemiczny przypomina błota lecznicze z Morza Martwego, a tamtejszy mikroklimat wspomaga leczenie astmy oraz schorzeń układu krwionośnego. Do zrealizowania podróży opisanych w tym akapicie przydałby się przynajmniej rower lub wypożyczone auto, więc jeśli chcecie zrobić coś więcej oprócz siedzenia na plaży pomyślcie o jego wypożyczeniu. Te miejsca nie są oddalone daleko, ale nie dotrzecie tam spacerując z maluchem w wózku.
Mil Palmeras to w pozytywnym sensie typowa „dziura”, ale to właśnie tego typu „dziura” do której chcesz trafić z dzieckiem by odpocząć 🙂 Bezpieczna i dająca wytchnienie. Jednocześnie to fajna baza wypadowa. Nie namawiam Was byście pojechali dokładnie tam, ale chciałam tym wpisem zainspirować Was do poszukania także tego typu miejsc – gdzie jest pusto, dość tanio, a jednocześnie bardzo przyjemnie. Podróże nie opierają się przecież tylko na wyjazdach do wakacyjnych kurortów. A jeśli Mil Palmeras i jego okolice by Wam się znudziły – w relatywnie bliskiej odległości* od nich można zwiedzić przepiękne Alicante lub bliżej* położoną Murcję. Dla starszych dzieciaków świetną atrakcją w pobliżu* jest Rio Safari w Elche.
*Miejsca oznaczone przeze mnie gwiazdką są oddalone są od Mil Palmeras o około godzinę jazdy autem.
A jeśli nie lubicie lata aż tak – świetną propozycją na zmianę klimatu jesienią jest także Sztokholm, o którym możecie przeczytać TUTAJ. Zapraszam serdecznie do lektury i życzę Wam miłego planowania wyjazdów!